31.12.2013

Polskie Karpie w Watykanie czyli kultywowanie tradycji.

Gdy kilka tygodni temu zadzwonił do mnie Prezes Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp" - Zbigniew Szczepański z pytaniem, co sądzę o pomyśle nakarmienia Gwardzistów Szwajcarskich w Watykanie polskimi karpiami, na początku pomyślałem, że sezon grypowy już się zaczął i pomysłodawca ma wysoka gorączkę. Okazało się jednak, że pomysł jest jak najbardziej realny, szczególnie, że inicjatywę tę wsparła Magdalena Wolińska-Riedi, żona jednego z gwardzistów.

Kilka dni później miała miejsce kolejna rozmowa z Prezesem Zbyszkiem i wszystko stało się jasne. Pozostało złożenie oficjalnych pism do Watykanu, zdobycie pieniędzy i takie „drobiazgi” jak zorganizowanie transportu (znalezienie odpowiedniego samochodu czy basenu w okresie przedświątecznym wcale nie jest takie proste) i rozmowy z właścicielami gospodarstw rybackich w sprawie ryb, które pojadą na Półwysep Apeniński. Do tego jeszcze jedna ważna rzecz - inicjatorzy akcji założyli, by ryby pojechały tam żywe i żywe do Watykanu dojechały, za czym stała gwarancja najlepszej jakość ich mięsa. A przecież potrawy podane gwardzistom musiały być, wiadomo, z najwyższej półki. Do rozstrzygnięcia pozostał jeszcze jeden problem - kto stanie w gwardyjskiej kuchni? Siostry Albertynki same przyznały, że nie podołają 120 karpiom, szczególnie, że były bardzo okazałe. Pomocną dłoń wyciągnął krakowski Hotel Sheraton, który delegował swojego dyrektora kulinarnego, jednocześnie kucharza polskiej kadry w piłce nożnej Tomasza Leśniaka wraz z trójka asystentów.

17.12. - dzień pierwszy. Załadunek. Wczesny poranek w Brzeszczach koło Oświęcimia. Gospodarstwo Tomasza Króla. Oprócz miejscowych ryb, do dyspozycji wyprawy oddane zostały też karpie z Przyborowa od Mariana Tomali. W asyście kilku wozów telewizyjnych oraz dziennikarzy i fotoreporterów 120 dorodnych karpi trafiło do specjalnego basenu, a obok niego w samochodzie czekały także dwie butle z tlenem, by ryby w komfortowych warunkach mogły podróżować z Polski do ziemi włoskiej. Wydarzenie to na żywo pokazywała TVP INFO. Poza karpiami zapakowano także pozostałe produkty, półprodukty, przyprawy, a nawet egzotyczne kwiaty spożywcze przygotowane przez ekipę kucharzy z Krakowa. Poza transportem, dziennikarzy najbardziej interesowało menu, które Tomasz Leśniak zamierzał zaserwować gwardzistom. A były to: zupa - aromatyczny krem z karpia z prażonymi pestkami dyni. Cienkie plasterki marynowanego karpia w occie balsamicznym, aronii i ziołach, podawane z czerwoną kapustą z rodzynkami oraz sosem żurawinowym, rolada z karpia, suszonych borowików i kapusty w galarecie z jajkiem przepiórczym i sosem z czarnego polskiego kawioru, panierowany i marynowany w kaparach, zielonym pieprzu i ziołach filet z karpia z salsą pomidorowo-jarzynową i świeżą kolendrą.

Natomiast jako dania główne podane miały zostać: panierowane filety z karpia w orzechach laskowych i migdałach z kremowym sosem chrzanowym, kulebiak z karpia, kapusty i grzybów w cieście francuskim z dressingiem miodowo-musztardowym, delikatne filety z karpia w cukinii i ziołach z sosem rakowym.

Na samą myśl o tym co można zrobić z naszej „wigilijnej” ryby aż ślinka ciekła.
Przed nami prawie 1600 km podróży przez Czechy, Słowację, Węgry, Słowenie i Włochy. Na szczęście podróż przebiegła bez większych problemów, a co najważniejsze, ryby po przywiezieniu do Watykanu były w zdecydowanie lepszej formie niż piszący te słowa, jadący drugim samochodem w karpiowym konwoju.

18.12. Dzień drugi. Watykan powitał nas pięknym słońcem i choć temperatura nie była jak na Włochy zbyt wysoka, bo sięgała tylko około 10 stopni. Zresztą może to i lepiej, bo im niższa temperatura powietrza, tym dla żywych ryb lepiej. Na terenie koszar Gwardii Szwajcarskiej, dzięki wielu chętnym do pomocy, ryby sprawnie trafiły do kuchni. Kucharze natychmiast zajęli się ich przygotowaniem, tak by 20-go mogły trafić na stół. Gwardziści, jak sami mówili, nie znali karpia, więc chętnie wpadali do kuchni i patrzyli na czym polega przygotowanie tych ryb. Ich podziw wzbudziło filetowanie i nacinanie, tak, by ości było jak najmniej. Kucharze pracowali do późnego wieczora, by potem odpoczywać w Domu Pielgrzyma, gdzie wszyscy mieszkaliśmy.

19.12 Dzień Trzeci. Do Watykanu wyjechaliśmy zaraz po śniadaniu. Kucharze od razu zajęli się przygotowywaniem potraw a reszta ekipy czyli "Pan Karp", nasz fotoreporter i ja tłumaczyliśmy gwardzistom, że karp to ryba jadalna i smaczna, i że na pewno się o tym przekonają na uroczystym obiedzie. Siostra Irmina nie tylko martwiła się o obiad, ale obawiała się także o swój dalszy byt w Watykanie. Mówiła żartem: - jeśli potrawy będą znakomite, to pewnie szefowie gwardii zaoferują kucharzom etaty i co my wtedy będziemy robić, pytała. Na szczęście tylko jedna z jej obaw się sprawdziła, potrawy były znakomite, ale o tym później.

Był też, na szczęście czas wolny, bo ile można stać przy kuchni lub biegać wokół niej z dziennikarzami? W samo południe w czwartek Siostra Miriam zabrała nas na krótki spacer, a właściwie marszobieg po Watykanie (ze względu na tempo marszu, siostra uzyskała u nas pseudonim Miriam Korzeniowska). Byliśmy w Kaplicy Sykstyńkiej (wchodząc od zaplecza), a także w ogrodach watykańskich, czy przed Domem Świętej Marty, gdzie mieszka Papież Franciszek. A jeśli już o papieżach, to cały czas trwały rozmowy, by potrawy z karpi trafiły także na ich stoły.

Po zakończeniu zwiedzania, nastąpił dalszy ciąg gotowania. Jako pierwsze z kuchni wyszły kulebiaki. Wtedy też do kuchni zaczęli ściągać gwardziści, by zobaczyć potrawy, które kusiły zapachami. Każdy z nich oczywiście musiał spróbować choć trochę, a po minach było już widać, że jest dobrze.

10.12. Dzień Czwarty - najważniejszy. Kucharze wyjechali do Watykanu przed świtem, to w ich rękach był obiad dla ponad 100 gwardzistów i ich rodzin. Kiedy zjawiliśmy się w Watykanie przed południem wszystko było prawie gotowe, jeszcze tylko ostatni szlif, doprawienie sosów, wyłożenie sałatek, przystawek i dań głównych oraz deseru. O 12.30 pojawili się pierwsi gwardziści i miło było patrzeć jak jedzą. A o tym, że smakowało najlepiej świadczy fakt, że omal każdy prosił o dokładkę.

Komendanci, oficerowie i ich rodziny pojawili się godzinę później. Komendant Gwardii Szwajcarskiej witając nas oficjalnie, mówił, że cieszy się z tego, że może nas gościć, a jednocześnie wdzięczny jest za to, że Polacy przejechali tak daleko, by podzielić się tym, co dla nich przed świętami i w czasie świat jest najważniejsze - czyli karpiem. Zachwyt wzbudziły przystawki, a roladka z karpia marynowana wcześniej w aronii i occie balsamicznym zachwycała podniebienia. Po przystawkach czas na zupę - aromatyczny krem z karpia z prażonymi pestkami dyni. Jako miłośnik zup rybnych mogę powiedzieć tylko tyle - petarda. Z dań głównych największe zainteresowanie wzbudzał kulebiak, który to we Włoszech nie jest znany w ogóle. A ten w wykonaniu polskich kucharzy był z najwyższej półki - moim zdaniem godny gwiazdki Michelin. Komendant Gwardii Daniel Rudolf Anrig ze smakiem zjadł wszystkie potrawy, a na moje pytanie, co smakowało mu najbardziej, powiedział, ze panierowany smażony karp i (uwaga!) deser czyli ananasy marynowane w trawie cytrynowej. Jak powiedział kocha desery, bo jest "słodkim chłopakiem".

Jak się okazało, nasze karpie niespodziewanie dostały zaproszenie również od obu Papieży. Z papieżem emerytem, tak jak się spodziewaliśmy, nie było problemów - w końcu Benedykt 16-ty jest Bawarczykiem, a tam karp jest w menu na porządku dziennym, szczególnie jesienią i zimą. Natomiast ku naszemu zaskoczeniu również Papież Franciszek poprosił o karpia z Polski na piątkową kolację, a dokładnie o jedną przystawkę, zupę oraz jedno danie główne. Ale na tym się nie skończyło. Po otrzymaniu tych dań, kucharze zawieźli jeszcze doskonały deser. Kilka dni później z ust Magdaleny Wolińskiej dowiedzieliśmy się, że potrawy z karpi zostały zjedzone ze smakiem, a puste naczynia wróciły do gwardyjskiej kuchni.

Po zakończeniu obiadu na terenie koszar gwardii, pozostały już tylko podziękowania, przemówienia i toasty. Nadszedł czas pożegnań. Siostra Irmina była już spokojna o swój los i zapraszała nas do kolejnych odwiedzin w jej kuchni. Gwardziści zapewniali, że w czasie wizyty w Polsce w czerwcu będą chcieli znów jeść karpia, a nam było żal, ze to już koniec watykańskiej przygody.

Zwieńczeniem pobytu w Rzymie była kolacja, którą z karpi wędzonych z Rytwian, przygotowały siostry z Domu Pielgrzyma. Jak mówiły karp kilka dni przed Wigilia jest dla nich przypomnieniem rodzinnych domów i Polski. A genialnym dodatkiem do wędzonej ryby było wino z winnicy Carolus, której właścicielem jest Wacław Szczoczarz, jednocześnie hodowca rytwiańskich karpi.

Powinienem skończyć jakoś niebanalnie, ale nie wiem, czy potrafię. Wiem jedno, polski karp trafił na watykańskie i szwajcarskie stoły. Wiem, że to powód do dumy hodowców tej ryby i kucharzy, którzy wyczarowali z niej niesamowite specjały. Finał tej akcji jest też powodem do ogromnej satysfakcji dla Towarzystwa Promocji Ryb „Pan Karp”, szczególnie, że za stosunkowo niewielkie pieniądze udało się utrzymać na tej kampanii uwagę mediów przez 11 grudniowych najważniejszych w roku dni - od 13. grudnia do samej Wigilii, ze szczytowym wydarzeniem – kilkuminutową, świetną relacją Pani red. Urszuli Rzepczak w głównym wydaniu „Wiadomości” TVP1 w dniu 20 grudnia (widownia około 3,5 mln osób). A za rok może do.... no właśnie, dokąd?

Piotr Pagieła








powrót