28.02.2014

Czy warto certyfikować produkcję karpi?

W dniach 29-31 stycznia 2014 r. w krakowskim hotelu Sympozjum, Towarzystwo Promocji Ryb zorganizowało ostatnie, z cyklu sześciu spotkań, poświęconych certyfikacji karpi (realizowanych w ramach PO RYBY 2007-2013). W kursokonferencji uczestniczyło ponad 100 hodowców z całej Polski.

Dr Olga Szulecka z Morskiego Instytutu Rybackiego PIB w Gdyni przypomniała czym jest proces certyfikacji i jaki jest podział ról pomiędzy organizacją tworzącą standard certyfikacji, a akredytowanymi jednostkami certyfikującymi, które przeprowadzają kontrole (audity) zgodności danej działalności ze standardem certyfikacji. Prelekcja w znacznej mierze skupiła się na zagadnieniach zapewnienia identyfikowalności w całym łańcuchu dostaw ryb i produktów rybnych. Omówione zostały różne metody identyfikowalności - od systemów papierowych, poprzez systemy oparte o kody kresowe, aż do nowoczesnych systemów ze znacznikami radiowymi (RFID). Ciekawą częścią prezentacji były przykłady fizycznego oznakowania pojedynczych ryb świeżych. Takie znakowanie z powodzeniem stosują greccy i tureccy hodowcy dorady, rybacy z Kornwalii (południe Wlk. Brytanii), Bretonii (płn. Francja) i Szwecji. Oznakowanie jest przyczepiane wprost do pokryw skrzelowych ryby - identyfikowalność taka pozwala powiązać pojedynczą rybę z systemem identyfikowalności, ale i uzyskać szereg korzyści marketingowych, podnoszących wartość ryb. Dr Olga Szulecka nie przyjechała do Krakowa z pustymi rękoma - każdy chętny otrzymał książkę poświęconą przetwórstwu karpi, a zwłaszcza możliwościom produktu ubocznego - mięsa karpia oddzielanego mechanicznie.

Marcin Juchniewicz, hodowca pstrągów, zapoznał producentów karpi z własnym doświadczeniami z wdrażania standardu certyfikacyjnego GlabalGAP. Chcąc się certyfikować musimy zacząć myśleć kategoriami procedur, prowadzić nieustanne szkolenia oraz właściwie dokumentować wszelkie działania. Postępowanie producenta musi opierać się o stałe doskonalenie swojego postępowania – procedur, prowadzonych zgodnie z tzw. cyklem Deminga. Choć przedstawiona przez Marcina Juchniewicza wizja funkcjonowania gospodarstwa rybackiego daleka jest od tego, jak obecnie funkcjonuje większość tradycyjnych gospodarstw rybackich, to jednak przekonuje on, że gdyby uporządkować dokumentację, okazałoby się, że już w chwili obecnej wiele gospodarstwa spełnia dużą część wymogów GlobalGAP. Niestety pewne obszary certyfikacji GlobalGAP wydają się niezrozumiałe, a inne bardzo ciężkie do spełnienia - jak np. to, by docelowo certyfikowani byli także dostawcy gospodarstwa (np. firmy dostarczające pasze), jak i odbiorcy.

Dr Mirosław Kuczyński dokonał kompleksowego przeglądu bolączek polskiego karpiarstwa, zwracając uwagę na aspekty hydrologiczne, epizootyczne, rosnące koszty produkcji (paliwa, pasze), wreszcie problemy rynkowe - na etapie zbytu karpi. Wśród klasycznych zagadnień poruszonych w wystąpieniu znalazła się kwestia nierozważnej promocji niektórych gatunków ptaków i ssaków chronionych, które z punktu widzenia rybactwa są szkodnikami. Ochrona kormorana prowadzona jest bez określenia górnej granicy rozrostu populacji (dziś już około 75 tys. par lęgowych) i bez środków kompensacji finansowej strat w rybactwie. W stosunku do klasycznego polskiego narzekactwa podane zostały także środki zaradcze - przynajmniej dla części nieszczęść spotykających na co dzień polskiego hodowcę. Kończąc wystąpienie dr Mirosław Kuczyński odważnie zaapelował - medice, cura te ipsum, czyli lekarzu, lecz się sam, gdzie pokazał, że wiele energii środowiska karpiarzy jest marnowane na niepotrzebne spory i poboczne zagadnienia, podczas gdy warto szukać realnych rozwiązań dla realnych problemów. W trakcie drugiego wystąpienia dr Kuczyński snuł rozważania (z pozycji sceptyka certyfikacji), co powinno być przedmiotem procesu certyfikacji, wyciągając wnioski, że łatwiej (i taniej) jest certyfikować producenta, niż sam produkt.

Zbigniew Szczepański (prezes TPR) i Piotr Pagieła (Radio Katowice) przedstawili raport z interesującej akcji promocyjnej Pan Karp w Watykanie. Analizując efekty działalności Towarzystwa Promocji Ryb zauważono, że z roku na rok rośnie aktywność mediów w informowaniu społeczeństwa o karpi i rybactwie, choć nie zawsze są to informacje pozytywne. Obecność Towarzystwa Promocji Ryb w mediach w grudniu 2013 r. została wyceniona przez pracownię monitorującą rynek mediów na około 1 mln zł, z czego ok. 650 tys. zł przypadło na informacje dotyczącej akcji Karp w Watykanie. To wielki sukces, jeśli zważyć, że koszty tej akcji wynosiły około 50 tys. zł (w większości ze środków Funduszu Promocji Ryb, czyli obowiązkowych "składek" od polskich producentów ryb).

Tomasz Kulikowski (Magazyn Przemysłu Rybnego) zaprezentował wyniki badań rynkowych PBS w Sopocie, przeprowadzonych w grudniu 2013 r. na zlecenie Towarzystwa Promocji Ryb. W ramach przeprowadzonego badania respondenci zostali zapytani, jakie ryby zamierzają zakupić na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia. Bezapelacyjnie najpopularniejsze ryby świąteczne to karp (78% Polaków) i śledź (45%). Istotną rolę odgrywają także filety z ryb białych (28,3%), które najczęściej są smażone i podawane w postaci "ryby po grecku". Popularne są też ryby łososiowate - łososie hodowlane i pstrągi (15%). Około 4% Polaków nie planowało żadnych dań rybnych na Święta. Należy więc podkreślić, że medialne doniesienia o tym, że karp jest coraz mniej popularny, a sukcesy święci łosoś nie są do końca prawdą. Konsumenci, którzy na Wigilię kupują wyłącznie karpia stanowią aż 27,6% Polaków, dla kolejnych 50% Polaków karp jest jedną z kilku wigilijnych ryb.

Badanie dotyczyło także percepcji ewentualnego certyfikatu jakości karpia. Blisko co piąty konsument zadeklarował, że zdecydowanie wybrałby karpia z certyfikatem, kolejna 1/3 konsumentów "raczej" wybrałaby takiego właśnie karpia (łącznie ponad 50% konsumentów stawia więc na karpie certyfikowane). Zainteresowanie karpiem certyfikowanym jest zbliżone w różnych grupach socjo-demograficznych, nieco bardziej karpiem certyfikowanym zainteresowane są kobiety z wykształceniem średnim, młodzi konsumenci. Konsumenci oczekują, że taki znak będzie rzetelną gwarancją: świeżości oferowanej ryby (55% respondentów), kraju i miejsca jej pochodzenia (39%), najlepszego smaku (26%), a także tego, że został on wyhodowany tradycyjnie (25%). W nieco mniejszym stopniu konsumenci chcą także gwarancji odpowiedniego traktowania żywych ryb (19%).

W czasie warsztatów uczestnicy konferencji pracowali głównie nad stworzeniem prostego systemu analizy krytycznych punktów procesu produkcji karpia, jak dokonali analizy SWOT samej idei certyfikowania hodowli karpi w Polsce.

Mocne strony polskich hodowli karpi to: fakt, że produkcja prowadzona jest w warunkach zbliżonych na naturalnych, przyroda otacza, a wręcz wdziera się na stawy. Nie do przecenienia jest też fakt wielowiekowej tradycja i rozpoznawalności produktu. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żywności karp nie jest źródłem chorób przenoszonych na ludzi. Gospodarstwa już obecnie spełniają szereg wymogów oraz posiadają liczne rejestry, które są kontrolowane przez np. służby weterynaryjne, czy ARiMR w ramach działania 2.2. rekompensaty wodno-środowiskowe. Wreszcie hodowcy to osoby z pasją, zaangażowani w to, co robią.

Słabymi stronami hodowli karpi, z czego sami hodowcy doskonale zdają sobie sprawę, są elementy związane z sytuacją finansową (niska rentowność, słabość finansowa), elementy związane z czynnikiem ludzkim: braki kadrowe, niechęć części środowiska do certyfikacji, wrodzona niechęć hodowców do "papierologii", wreszcie różna sytuacja gospodarstw (różna wielkość, różne potrzeby, różne oczekiwania odbiorców). Prostej identyfikowalności nie sprzyja również charakter produktu - ryba żywa, którą trudno oznakować.

Zdaniem producentów podjęcie wysiłków na rzecz certyfikacji karpi umożliwiłoby: poszerzenie, względnie utrzymanie pewnych rynków zbytu; wpisanie się w oczekiwania rynku (konsumentów, handlowców) i uzyskanie przewagi konkurencyjnej. Certyfikat byłby też szansą na ucywilizowanie handlu i na częściową ochronę rynku wewnętrznego (zmniejszają liczbę zafałszowań deklaracji kraju pochodzenia). Certyfikacja miałaby także charakter edukacyjny - dla konsumentów, mass-mediów i środowisk pro-ekologicznych. Ponadto w nowym programie operacyjnym będą zapewne środki finansowe na dofinansowanie certyfikacji.

Ale i zagrożeń dla certyfikacji karpi nie brakuje: poddanie się certyfikacji spowoduje wzrost kosztów prowadzenia działalności, przy braku pewności uzyskania większych przychodów; może spowodować dalszą antagonizację środowiska rybackiego, a także pogorszyć sytuację gospodarstw, które nie mogą lub nie chcą się certyfikować. Certyfikat nie zagwarantuje też jakości konsumenckiej w rozumieniu świeżości i jakości handlowej, bo na to hodowcy nie mają bezpośredniego wpływu. Podkreślana jest też nieprzewidywalność w odniesieniu do zachowań konsumentów i legislatorów (zwłaszcza w kontekście proponowanego zakazu sprzedaży żywych ryb konsumentom).

Czy więc certyfikacja karpi stanie się faktem w najbliższych latach? To zależeć będzie od wielu czynników, a w tym od określenia kosztów takiej certyfikacji i dostępności zewnętrznych źródeł finansowania takiego pomysłu. Pewne jest, że na skomplikowaną certyfikację typu GlobalGAP chętnych jest niezbyt wielu. Znacznie popularniejszy jest pomysł, by stworzyć własny standard certyfikacji, który będzie odpowiadał na potrzeby rynku (konsumentów, sieci handlowych), ale zarazem będzie do zaakceptowania przez hodowcę.

Taki standard obejmowałby problematykę:

  • Identyfikowalności,
  • Bezpieczeństwa produkcji,
  • Dobrostanu ryb,
  • Oddziaływania na środowisko naturalne.

    Hodowcy nie muszą się spieszyć - nikt od nich takiego certyfikatu dziś nie żąda, ale też muszą pamiętać, by nie przespać momentu, gdy będzie na to zbyt późno.



  • powrót