| 
 
25.10.2020
  
Wspomnienie o śp. Marianie Rapacewiczu
  
Wspomnienie 
Spośród hodowców ryb z ostatniego półwiecza, nie ma chyba nikogo, kto nie zetknąłby się z Marianem Rapacewiczem. Wszyscy znali Jego pasję do rybactwa i  osiągnięcia zarówno te hodowlane, jak  organizacyjno-biznesowe. Zarządzał z charyzmą jednym z największych gospodarstw karpiowych w kraju. Był postacią wyrazistą i niezwykle barwną, osobą o szerokich zainteresowaniach, z których i tak większość ogniskowała się na rybach, a wyjątkiem nie była w tym względzie nawet filatelistyka.  
  
Bliżej poznałem Mariana w momencie, gdy w 2005 roku rodziła się idea systematycznego promowania spożycia karpi. W promocję, jak we wszystko w co wierzył,  włączał się osobiście i to całym sobą. Pamiętam jak na festynie w Rykach w 2009 roku ustawiały się długie kolejki po doskonałą zupę z karpia. Potem się okazało, że cały wsad warzywny do wielkiego wojskowego kotła został przygotowany Jego rękami, co zajęło mu kilka nocnych godzin. 
  
Szczególnie bliskie sercu Mariana Rapacewicza były dzieciaki, a już szczególnie własne wnuki. Kiedy w 2008 roku powstawała kolejna książeczka Pana Karpia dla dzieci pt. "Magiczna Łuska Pana Karpia", gdzie Marian został uwieczniony  w postaci pirata: (...Na Morzu Kockim żył pirat stary. Miał długie wąsy i okulary...), poprosił o to, żeby bohaterów jednego z wierszyków nazwać imionami Jego wnuków. Tak też się stało: ...Srebrna rakieta na Księżyc leci, w niej uśmiechnięte, wesołe dzieci: Michaś i Matek, Kasia z Adamem w kosmiczne hełmy poubierane...". Wierszyk ten powstał zresztą pod wpływem rozmowy w trakcie festynu rybnego w Kocku z Mirosławem Hermaszewskim  - polskim kosmonauta, z którym Marian się przyjaźnił.
  
Tak się złożyło, że dwa lata później uczniowie ze szkoły w Kocku zostali laureatami ogólnopolskiego konkursu plastycznego na temat stawów rybnych. Wówczas na galę finałową do Warszawy zawiózł ich swoim autem, gdy się okazało, że w szkole nie ma na to funduszy. Był z nich naprawdę dumny, tak, jak ze swoich stawów i karpi. Miał w sercu jeszcze jedno miejsce, co często w rozmowach podkreślał - niewielki lubuski Łagów z pięknymi jeziorami, gdzie spędził młodość i załapał bakcyla rybactwa.
  
Żegnaj Marianie, ja i moi koledzy z TPR Pan Karp, będziemy ciepło Ciebie wspominać i pamiętać, bo byłeś legendą rybactwa już za swojego życia. 
  
Z.Sz.
  
 
 
 |  |   
 |