|
26.02.2014
Kanał Mościckiego
Kanał im. Prezydenta Mościckiego miał być ważną inwestycją II RP, miał ożywić rejon Wołynia. Łącząc Bug z dorzeczami Prypeci, utworzyłby drogę wodną z Morza Czarnego do Bałtyku. W 1929 roku rozpoczęto budowę, która miała być sfinansowana w 30 procentach przez utworzoną w tym celu spółkę wodną , a w pozostałej części przez samorząd i budżet centralny. Jednak po kilku latach inwestycja upadła, a przyczyn zaprzestania budowy kanału było kilka. Okazało się, że nowa droga wodna z Morza Czarnego do Bałtyku poprzez kanał Mościckiego, była raczej mrzonką ambitnych pomysłodawców. Kanał co prawda mógł odegrać rolę lokalną, ale problemy techniczne i trudny teren wykluczyły kontynuację budowy. Ale był jeszcze jeden ważny powód zaprzestania prac.
Właściciele okolicznych gospodarstw rybnych zawiązali konfederację w obronie zagrożonych interesów i działając z wielką determinacją, zapowiedzieli wystąpienie o wielkie odszkodowania, gdy tylko kanał obniży poziom wody w ich stawach. I cóż się stało? Otóż w ten sposób rybacy zatrzymali bardzo prestiżową inwestycję, która przecież była oparta na solidnej kapitałowej spółce wodnej liczącej prawie 5 tysięcy udziałowców mających poparcie władz centralnych i terenowych. Kluczem do tego było skuteczne zorganizowanie się naszego sektora w obronie rybackich interesów.
Czy dzisiaj rybacy stawowi potrafią równie skutecznie organizować się jak ich dziadowie dziewięćdziesiąt lat temu? Czy potrafią zawiązywać skuteczne konfederacje w obronie swoich interesów? Czy widzą zagrożenia swojej ekonomicznej egzystencji ? A może już pogodzili się z opłatami za wodę, z zakazem sprzedaży żywych ryb, z bardzo niskim poziomem cen karpi, czy z bezradnością wobec rozrostu stad szkodników stawowych? Może zatracili instynkt samoorganizacji niezbędny w kryzysowej sytuacji? Świat rybaków stawowych niewiele się zmienił od czasów budowy Kanału Mościckiego. Tradycyjne stawy karpiowe takie same, przyroda wokół nich taka sama, sposoby hodowli podobne. Może tylko łopaty i konne wozy zastąpił sprzęt mechaniczny, papierowe księgi stawowe zastąpione zostały przez elektroniczne. Człowiek pozostał niby taki sam, ale jakby z osłabioną czujnością. Trochę bezradny, choć z telefonem komórkowym i internetem, a przez to oczekujący wsparcia z zewnątrz. Obecny system rolnictwa w Polsce, w tym rybactwa stawowego, jest pochodną wolnego rynku, obciążonego jednak ingerencją większości państw w ten wolny rynek poprzez programy pomocowe i cła. Jednostronne przerwanie tego wsparcia przez któreś z państw, zakończyło by się dla niego katastrofą ekonomiczną. Z drugiej strony, rozbudowywanie tego systemu osłonowego, często idzie w stronę pomocy socjalnej, osłabiając podstawową cechę gospodarki rynkowej - konkurencję. Rybak stał się bardziej beneficjentem, niż kreatorem swojego ekonomicznego bytu. Powinniśmy zrozumieć, że dzisiaj, w dobie koncentracji zwierząt w hodowlach i wynikających z tego zagrożeń bezpieczeństwa żywności, nasze tradycyjne stawy są szansą i oczekiwanym przez konsumentów kierunkiem. Wykorzystajmy tę szansę. Jednak możliwe to jest wyłącznie przez wspólny, aktywny udział w kreowaniu naszej rybackiej rzeczywistości.
Redakcja PK
Zapraszamy do aktywnego uczestnictwa w dyskusji. Czekamy równieź na propozycje nowych tematów, które mogłyby być podjęte w naszych publikacjach. Zarówno komentarze, jak i propozycje tematów moźna przesyłać mailowo: redakcja@pankarp.pl
| |