27.04.2015



Nagykőrös, czyli wielkanocna galaretka


Czas świąt ma swoje prawa i nawet taki niepraktykujący na co dzień kucharz jak ja, postanowił w kuchni coś zmajstrować. Padło na galaretkę drobiową, bo skoro mój kolega Jacek chwalił się, że potrafi w tym temacie przed rodziną zabłysnąć, to i ja gorszy przecież nie będę.

Wszystko wydawało się proste i bezproblemowe, bo listę potrzebnych składników można z powodzeniem skompletować w sklepie jednej z sieci, tuż za rogiem. Gotowane jajko akurat przed tymi świętami zawsze w domu się znajdzie, tak jak liść laurowy, sól, ocet i ziele angielskie. Pozostało więc tylko dokupić pierś kurczaka, żelatynę, włoszczyznę, no i jeszcze puszki konserwowego groszku i kukurydzy. Mimo gigantycznych kolejek zapóźnionych zakupowiczów bez większych problemów zdobyłem produkty i z zapałem przystąpiłem do pracy. Już wkrótce po kuchni rozchodził się intensywny zapach wywaru mięsno-warzywnego. Gdy wystygły warzywa i mięso, pokroiłem w plasterki marchewkę, drobiową pierś i wcześniej ugotowane jajo. W gorącym bulionie rozpuściłem żelatynę, a następnie dałem jej lekko ostygnąć za oknem. Teraz już tylko trzeba było opłukać kubeczki, ułożyć w nich warstwami plasterki jajka, kawałki drobiu, marchewkę, groszek, zalać żelującym wywarem i w zasadzie jedzonko gotowe. Potem tylko czekać aż z płynnej zawartości zrobi się galareta i można już skosztować z niewielką ilością soku z cytryny lub octu dla zaostrzenia apetytu (co ciekawe niektórzy nie spoczną, póki galaretki w occie dosłownie nie utopią - pozdrawiam w tym miejscu mojego tatę). Ale zamiast oddać się błogiemu pałaszowaniu, sam sobie poszukałem problemu. Coś mnie podkusiło, żeby pogrzebać w wiadrze ze śmieciami. Nie to, żebym notorycznie robił to z wielką przyjemnością, ale w celach wybitnie poznawczych. No i intuicja mnie nie zawiodła. Na etykiecie puszki po kukurydzy odszukałem nazwę producenta. Jeśli myślicie Państwo, że firma ta pochodziła np. z miejscowości Więcki albo Lipie, to się grubo mylicie. Nie pochodziła też z Kwidzyna ani z Gniewkowa, ale… z Nagykőrös. Jak się dzięki Internetowi wkrótce dowiedziałem jest to niewielkie miasteczko w środkowych Węgrzech. Patrzcie Państwo, nie dość, że darmowo zafundowałem sobie modne ostatnio warsztaty kulinarne, to jeszcze lekcję geografii. Same zalety. Niech nikt nie pomyśli, że mam coś przeciwko Węgrom, bynajmniej, ale w tym momencie lekko posmutniałem. Gdzieś w zakątkach mojej świadomości, a może tylko naiwnej nadziei, miałem wizję, że ta oto sieć, mimo, że niepolska, skupuje wyłącznie polskie produkty rolno-spożywcze z dorzecza Wisły i Odry. A tu mały wstrząs, bo akurat kukurydza w puszce pochodzi z dorzecza Dunaju. Zaraz szybciutko przyszła mi myśl, że ta sama sieć przed następnymi świętami, ale już Bożego Narodzenia może w dobie otwartych granic również sprowadzić przetworzonego karpia z tamtych stron i pies z kulawą nogą nie będzie wiedział, że coś się w dostawach zmieniło od poprzedniego roku. Konsumenci jak zwykle tuż przed świętami masowo ruszą po towary z atrakcyjną ceną i w ten sposób główny nurt handlu może zacząć omijać polskich hodowców karpi. Jeśli tak by się stało, to okazałoby się, że uzależnienie krajowych hodowców od wielkich sieci jest już tak duże, że są oni bezbronni jak dzieci. Czy tak jest faktycznie? Czy można coś z tym zrobić? Pewnie można. Mieć alternatywę, bo przecież nikt nie zabroni prywatnej zagranicznej firmie robić interesów z dostawcami innych krajów Unii Europejskiej jeśli wynegocjuje lepsze warunki biznesowe. Tu na pewno nie pomogą groźnie brzmiące listy do naszych władz albo apele do konsumentów o bojkot.

A może by tak zacząć handlować pod własna marką, we własnych punktach sprzedaży? Nie zamierzam tu robić głębszej analizy, ani przedstawiać biznesplanu takiego przedsięwzięcia. Dzielę się tylko moimi refleksjami z procesu wytwarzania wielkanocnej galaretki drobiowej.



Redakcja PK


Zapraszamy do aktywnego uczestnictwa w dyskusji. Czekamy również na propozycje nowych tematów, które mogłyby być podjęte w naszych publikacjach. Zarówno komentarze, jak i propozycje tematów można przesyłać mailowo: redakcja@pankarp.pl









powrót