Strachy na... karpie


Czy mamy się bać? Strach, a raczej lekki niepokój, powinien według argentyńskiego psychologa Bernardo Stamatesa towarzyszyć nam na co dzień, ale chodzi o to, byśmy nad nim panowali. Inaczej przerodzi się w chroniczny lęk, a stąd już tylko krok do agresji i niekontrolowanych zachowań. Jestem z pokolenia, które straszono III wojną światową i powrotem Niemców, tych zachodnich, oczywiście pod rękę z USA i całym NATO. Straszono Prymasem Wyszyńskim - agentem Watykanu i stonką ziemniaczaną zrzucaną z wrogich samolotów. Straszono też Radiem Wolna Europa, w którym każdy był agentem zachodniego wywiadu.

Propaganda, jak to propaganda, wczoraj i dzisiaj ma tę samą rolę. Tyle tylko, że do straszenia używa innych środków i innych kierunków. Po co? A no po to, by straszony był jak najbardziej uległy. Pola straszenia przechodzą z Zachodu na Wschód, agentów Watykanu zastępują agenci gender, "Wolną Europę", niezależne media. I żeby była jasność, symetryzm ( wczoraj do dzisiaj), póki co nie ma tu racji bytu...

A co powie w tym temacie nasz karp ?

Wydawać by się mogło, że czym jak czym, ale karpiem straszyć niepodobna. A jednak.
Sieci sklepów straszyły nas, że w grudniu nie kupią od nas karpi, ale te strachy już minęły, bo same sieci przestraszone przez "obrońców praw zwierząt", w większości zaprzestały sprzedaży karpi z wody. W ich miejsce szybko wskoczyły duże przetwórnie ryb, strasząc naszych negocjatorów bardzo skutecznie w 2019 i 2020 r., że kupią karpie "gdzie indziej", jeśli nie zejdziemy znacząco z ceną. Tak zwani obrońcy praw zwierząt straszyli nas i klientów sądami, aż po wnikliwym rozeznaniu tematu przez Towarzystwo Promocji Ryb "Pan Karp", okazało się, że te strachy, to nadymany balon. Wszak udokumentowanych przypadków, które mogą podpadać pod rybne paragrafy ustawy o ochronie zwierząt w całym 2020 roku, był aż jeden. Tak, nie przecierajcie oczu, słownie - jeden. Karpiowe strachy, to także unikanie przez niektórych realnej, także krytycznej oceny decydentów i sponsorów, bo, a nuż się pogniewają i zamkną kurki z dopływem środków. No i jeszcze strachy unijne. Przecież gdzieś tam w odległej, wręcz mitycznej Brukseli, siedzą na salonach jacyś obcy i kombinują, jak by tu hybrydowo przywalić naszej akwakulturze, na przykład niebieskim ładem. Co więc mamy zrobić z tymi karpiowymi strachami, a więc również z tą uległością. Receptą są wnikliwe analizy, również te naukowe oraz zdrowy rozsadek rybaków broniących swojej racji bytu. Ważny jest tu także rozsądek odważnych naukowców, otwartych i świadomych urzędników kreujących politykę akwakulturową w Polsce i UE ze świadomością, że polskie karpiarstwo jest liderem w UE. Wreszcie, bardzo ważny jest rozsądek organizacji rybackich, żeby czujnie wsłuchiwały się w odgłosy znad stawów i bezkompromisowo broniły interesów swoich członków.

I jeszcze do tego szczypta humoru z repertuaru Jana Tadeusza Stanisławskiego:
"Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama, Bo cham, to jest cham i boi się sam!"










powrót