Niech Polak będzie Portugalczykiem


Początek roku to czas rozliczeń i podsumowań, ale też czas nadrabiania zaległości w branżowej prasie. Stąd zasiadłem do lektury grudniowego numeru "Magazynu Przemysłu Rybnego i tam moją uwagę przykuł z oczywistych względów artykuł Tomasza Kulikowskiego pt. "Czas przewartościować myślenie o rybach". Autor na podstawie opinii dwóch uznanych w akwakulturze osób, w oparciu o analizę lat 2021 i 2022 (pewnie jeszcze przed ubiegłoroczną grudniową sprzedażą), przedstawił tezę, że karp jako ryba o tak unikalnej pozycji na rynku, przy nieznacznym spadku produkcji, może kosztować nawet dwukrotnie więcej niż dotąd, a rynek spokojnie to przyjmie i nie załamie się. Ja jako hodowca i uczestnik rynku karpiowego z wieloletnim stażem, nie mogę się zgodzić z tak jednoznacznie postawioną tezą. Moje subiektywne zdanie, które uzasadnia wątpliwości, przedstawię w kilku punktach:

1. Chów karpi od biotechnologii, w której można sterować parametrami produkcji i zaplanowanym jej poziomem, dzieli bardzo daleka droga. Wzrost lub spadek produkcji o kilka tysięcy ton w skali roku (około 20 %), to częste zjawisko, niekoniecznie zamierzone. A że rynek pustki nie znosi, to braki szybko uzupełniane są importem i dotyczy to również rynku karpi. Ewentualne samoograniczenie wielkości produkcji, bez zabezpieczenia rynku krajowego przed napływem karpi z zewnątrz (co z punktu widzenia zasad rynku unijnego jest trudne do realizacji), będzie najpewniej jedynie stwarzać miejsce do zagospodarowania dla hodowców z sąsiednich krajów.

2. Niewątpliwie karp ma uznaną pozycję na rynku, jeszcze ciągle jako podstawowa ryba na stole wigilijnym. Potwierdzeniem tego jest choćby fakt, że podczas wizyty dziennikarza Radia Katowice na moich magazynach rybnych w grudniu 2022 roku, na pytanie o najważniejszy gatunek ryby na świątecznym stole, wszyscy respondenci wskazywali karpia jako jedyną rybę, bez której Wigilia odbyć się zwyczajnie nie może. Jednak na drugie pytanie o wielkość zakupów przy obecnych cenach, większość odpowiadała, że karpi zakupi znacznie mniej niż dotychczas. Warto przy tym zdać sobie sprawę, że karp w około 80% sprzedawany jest w okresie przedświątecznym i dlatego należy traktować go jako "produkt masowy" przeznaczony dla szerokiego grona klientów, w tym również o niskiej zasobności portfela. Przekonanie wielu sprzedawców karpi, że polityka "wysokich cen", która oparta została tylko na doświadczeniach ze sprzedaży z roku 2021 i przekonaniu o wyjątkowości karpia, jest właściwa, spowodowała ograniczenie popytu karpi w 2022 roku. W konsekwencji, u wielu sprzedawców detalicznych, hurtowych oraz hodowców, pozostało od kilkuset kilogramów, do nawet kilkudziesięciu ton karpi. Według mnie tylko hodowcy prowadzący sprzedaż odpowiednio wcześniej, mogli cieszyć się stuprocentową sprzedażą swojej produkcji.

3. Rzeczywiście we wspomnianym roku 2021, poziom produkcji obniżył się w porównaniu z rokiem poprzednim, z 21 150 ton do 17 400 ton (dane A. Lirski). Nastąpił też spory wzrost cen hurtowych do średniego poziomu 13,35zł/kg (dane A. Lirski), a także cen detalicznych, jednak dotyczył on wyłącznie ostatnich dni grudniowej sprzedaży w roku 2021. Niestety wiele gospodarstw miało podpisane umowy na sprzedaż ryb z ceną na niższym poziomie. Wzrost cen w tej kampanii, po raz pierwszy od wielu lat powyżej wskaźnika inflacji, nie spowodował znaczącego wzrostu przychodów, a wiele gospodarstw wchodziło w rok 2022 w trudnej sytuacji finansowej.

4. Patrząc na rynek, najbardziej interesujący był rok 2022. Wzrost przychodów gospodarstw o około 60-70%, niestety został okupiony ogromnymi wzrostami kosztów zakupu zbóż, paliw, energii elektrycznej i rosnącej presji płacowej pracowników. Wzrost cen hurtowych karpi, często znacznie powyżej 20 zł/kg i detalicznych w wielu miejscach w kraju powyżej 30zł/kg, napawał optymizmem i dawał nadzieję na swoisty " karpiowy boom gospodarczy". Argumentów za takimi podwyżkami było wiele: powszechna drożyzna, inflacja, covid, wojna w Ukrainie, no i to, że karpi rok wcześniej zabrakło. Mógł więc pojawić się w wielu głowach prognoza, że konsument zapłaci omal każdą cenę. Czy tak rzeczywiście było? Niestety w wielu miejscach rynek załamał się, co może nie było jakimś krachem, ale powinno nam hodowcom dać wiele do myślenia. Weźmy pierwszy przykład z brzegu, czyli moją sprzedaż detaliczną. Obserwuję stale zmniejszające się zakupy średnio przypadającą na jednego kupującego - z 8-9 kg w latach 2000-2010, do 6-7 kg w 2021 r. i tylko 4,3kg w 2022 roku. Paradoksalnie całkowita sprzedaż detaliczna u mnie wzrosła, jednak była ona związana z większą liczbą nowych klientów, którzy poszukiwali tańszej ryby, a także magii magazynów rybnych i sprzedaży bezpośredniej, która zyskuje na popularności w ostatnim czasie. Prawdopodobnie wpływ na tę sytuację miało też przesunięcie się klientów ze sklepów sieciowych, które oferowały wyłącznie ryby w różnym stopniu przetworzone. Innym negatywnym zjawiskiem, na które nie do końca mamy wpływ, to ciągły wzrost marż detalicznych z 2-4zł/kg na początku lat 2000, do 8-10zł/kg i więcej, w 20022r. Warto zwrócić uwagę, że marża ta sięgała czasem aż 40-50% ceny hurtowej i miała decydujący wpływ na cenę dla konsumenta końcowego.

5. Wyższe ceny spowodowały też, według mnie, pogorszenie wizerunku karpi podczas grudniowej sprzedaży. Już nie tylko organizacje pro zwierzęce, ale również wielu konsumentów wypowiadało się negatywnie o naszych rybach. Kilka przykładów, tych bardziej cenzuralnych:

  • "Ja w tym roku kupiłem inną dobrą rybę zamiast karpia. Bardzo dobrze, że inni ludzie także nie kupowali karpi i nie dali zarobić tym cwaniakom, którzy podbijają ceny."
  • "W tym roku karpia nie kupiłam, bo za drogi, a teraz może im nawet zgnić, już nie kupię!!!"
  • "Na mnie nie zarobili, nie kupiłam i żyję."
  • "Szkoda tylko ludzi starszych, których nie było stać na kupno nie tylko karpia, bo tak wywindowali ceny"

    Myślę, że teza postawiona przez autora jest trafna, lecz źle uzasadniona. Działania Antoniego Łakomiaka i Jacka Juchniewicza to świetne przykłady "przewartościowania myślenia o rybach" w kontekście znalezienia nowego pomysłu na funkcjonowanie swoich gospodarstw oraz umiejętnego znalezienia się w przestrzeni około rybackiej. Niewątpliwie należy rozpocząć dyskusję nad przyszłością rybactwa karpiowego, gdyż dalsze funkcjonowanie w tak przypadkowy sposób, nie wróży dobrej, stabilnej przyszłości. Rok 2022 pokazał, że dalszy wzrost cen, przy takich warunkach ekonomiczno-politycznych, może być niemożliwy, a sytuacja na kurczącym się rynku, może stawiać byt wielu gospodarstw pod znakiem zapytania.

    PS. Pomimo pesymistycznych wizji przedstawionych w powyższym tekście, to teraz ja rzucę pytanie: "na litość boską", dlaczego nie możemy być Włochami lub Portugalczykami? Przecież "walki" z warzywami i owocami jeszcze nie przegraliśmy. Życzę więcej optymizmu, promocji i współpracy w osiągnięciu celu, jakim jest wzrost produkcji i konsumpcji ryb.

    T.Król










  • powrót