Podobno z daleka lepiej widać - Zygmunt J. Okoniewski


No może nie tyle lepiej, ale łatwiej można dostrzec co się dzieje w ośrodkach naukowych rybactwa stawowego! Od kilkunastu lat jestem daleko! Widzę wyraźniej, bo już na emeryturze. Mam co raz silniejsze okulary i widzę to co raz lepiej!

Nie rozumiem jak nam się udało zniszczyć pracę, starania i tradycje wypracowane przez kilka pokoleń rybaków w Instytucie Rybactwa Śródlądowego i innych ośrodkach naukowo-badawczych!

Czy nie nadążamy za szybko zmieniającymi się czasami? Czy nie ma popytu na rybaków i badania rybackie? Czy wbrew deklaracjom obrońców środowiska nie zależy nam na jakości i wielkości zasobów wodnych? Ale raz już ten błąd popełniono. Po wojnie władza robotniczo – chłopska zlekceważyła małą retencję: stawki pałacowe, zbiorniki przyzagrodowe przy gospodarstwach chłopskich, glinianki, młynówki i wyrobiska potorfowe. Władza zaczęła betonować koryta rzek, meliorować a raczej odwadniać wszystko na potęgę, osuszać bagna i nieużytki. No i obudziliśmy się z zasobami wodnymi na poziomie EGIPTU, ale bez Nilu!

A teraz? Produkcja karpi oprócz utrzymania wielu rybaków i pracowników z branż towarzyszących, dostarcza zgodnie z tradycją świątecznych potraw zawierających wysokonienasycone kwasy tłuszczowe, pozwala na zachowanie retencji wody i ponad stu wodnych gatunków roślin, zwierząt i ptaków. Dochody uzyskane ze sprzedaży ryb pozwalają finansować budowę i remont stawów oraz piętrzących urządzeń hydrotechnicznych. Środowiskowe znaczenie gospodarki stawowej znacznie przewyższa jej niebagatelną rolę produkcyjną!

W sztandarowym ośrodku stawowym IRS, w Żabieńcu, żaden z dziewięćdziesięciu kilku stawów doświadczalnych od lat nie został napełniony wodą! Nic dziwnego, pompowanie wody jest coraz droższe! W lepszych dla rybactwa czasach, czyli "za komuny" zmodernizowano i wymieniono pompy, na oszczędne energetyczne, chociaż kosztowne, pompy Flygta. Ale chyba na dzisiejsze ceny energii to niewiele pomogło! Unikatowy w Europie kompleks kilkudziesięciu, obecnie pustych, ugorujących stawów doświadczalnych, wybudowanych na koszt PRL- u porasta trzcinami, olchami i wierzbami. Zarośnięte roślinnością niewielkie stawki powodują zwiększone parowanie i straty wody. Groble i doprowadzalniki "zjadają" piżmaki i ryją bobry! Można to "wyguglować" pod adresem "Stawy Zakładu Rybactwa Stawowego". W ramach oszczędności nierentowne budowle i pracochłonne w eksploatacji instalacje zlikwidowano i pozwolono im popaść w ruinę. Opuszczoną podchowalnię ryb, wymagającą zwiększonej robocizny, zdewastowali i rozkradli lokalni złodzieje a domorośli artyści pokryli ściany jej basenów krzykliwymi "muralami" (Google "Stawy Żabienieckie" https://maps.app.goo.gl/dyZyj3ZdLsfeym5KA?g_st=iw Wylęgarnię, nasz warsztat pracy, zlikwidowano. Tarlaki kilku różnych gatunków ryb sprzedano do płatnych łowisk wędkarskich lub zjedzono. Ograniczone środki na doświadczenia spowodowały przeniesienie badań ze stawów do akwaryjek i baseników zainstalowanych w przebudowanej wylęgarni. Zresztą badania są prowadzone nad gatunkami nieistotnymi z produkcyjnego punktu widzenia. Przedmiotem badań są gatunki może interesujące środowiskowo np. chroniona strzebla błotna. Ostatnio fascynowano się biologią nieznanych rybakom intruzów ichtiofauny jak czebaczek amurski czy trawianka. Nie chodziło przy tym jak je zwalczyć czy wyeliminować, ale o ich biologię i wpływ na środowisko. Taka jest teraz środowiskowa moda i można na nią uzyskać wsparcie finansowe.

Z rozczarowaniem obserwuję też brak udziału Instytutu w pracach wdrożeniowych, które były prowadzone w gospodarstwach terenowych. Czasy kiedy pracownicy Żabieńca jeździli po prawie całej Polsce mobilnym laboratorium rybackim, w ramach tzw. "stawowego zwiadu rybackiego", robili analizy wody, planktonu i stanu zdrowotnego ryb, diagnozowali poziom żywienia wg. wskaźników biologicznych, należą jedynie do wspomnień! Szczęśliwie podstawowy produkt Instytutu, czyli prace i stopnie naukowe mają się dobrze i jak to śpiewał Młynarski: "…..Krzywa rośnie! Krzywa rośnie…..!" Strona Instytutowa na Facebooku zachwyca sukcesami i realizowanymi programami, Coraz więcej można znaleźć prac i tytułów naukowych! Ciekawe, bo oprócz laboratorium na kółkach zniknęły w Żabieńcu już dawno, laboratorium izotopowe, pracownia mikrobiologiczna, stacjonarna analityczna pracownia chemii wody. Nikt już nie bada fito i zooplanktonu w pustych stawach. Obok budynku Zakładu straszą zbiorniki retencyjne po dawnej wylęgarni ryb gdzie prawie co roku podejmowano rozród jakiegoś nowego gatunku: suma, szczupaka, lina, amura białego, jazia, orfy czy karasia. Tam też powstał Krajowy Bank Hormonów do rozrodu ryb z węgierską rewelacją: ovopelem rozprowadzanym po całej Polsce! Z przykrością przyjąłem też rezygnację Żabieńca z prowadzonych w dawnych czasach "warsztatów" nazywanych "WYLĘGARNIĽ". Przejął je instytut w Olsztynie zmieniając jednak ich charakter z praktycznej wymiany doświadczeń i szkolenia rybaków na prezentację prac naukowych często odległych od spraw rozrodu. Wyrzucono także, coraz rzadziej używaną, specjalistyczną bibliotekę rybacką. Nic dziwnego, bo ta ostatnia, od lat nie uzupełniana nowościami nie cieszyła się zainteresowaniem pracowników naukowych! Zwłaszcza że znaczna część jej zbiorów była w nieznanym i niemodnym obecnie dla naukowców języku: rosyjskim!

Stawy i ryby nie lubią rewolucji.

Koszty kapitalistycznej restrukturyzacji musiało też ponieść rybactwo! Dziesięć lat temu formalnie zlikwidowano Rybacką Stację Doświadczalną SGGW, w Łąkach Jaktorowskich, znaną za czasów prof. K. Stegmana z prac selekcyjnych. W późniejszych czasach rozpropagowano tam rozród i chów w stawach sandacza i karpiowatych ryb reofilnych. Ośrodek włączono do Rolniczego Zakładu Doświadczalnego i ograniczono do funkcji typowo produkcyjnych! To tam dzięki uprzejmości prof. R. Wojdy i pracowników mogłem zrealizować selekcję karpi węgierskich, dla których nie było miejsca w Żabieńcu. Obecnie stawy w Łąkach Jaktorowskich nie są wykorzystywane do prowadzenia prac badawczych ani nawet do realizacji praktyk studenckich.

Inny ośrodek, który był dawniej przedmiotem mojej zazdrości to Zakład Ichtiobiologii i Gospodarki Rybackiej Polskiej Akademii Nauk w Gołyszu. Tam, pani doktor Olga Matlak rozpoczęła tryumfalny pochód rozrodu ryb ciepłolubnych w warunkach "sztucznych", stworzono bank genów kilkunastu linii karpi, popularyzowano chów suma afrykańskiego! Niestety ustawa o Polskiej Akademii Nauk zakłada koncentrację wysiłków badawczych na pracach o charakterze badań podstawowych. Po śmierci dyrektora J. Brody zaniechano stopniowo badań utylitarnych, a stawy i majątek trwały, władze PAN w Warszawie "rozparcelowały" bez specjalnych konsultacji lokalnych! Niewielkie kompleksy stawowe dostały się w dzierżawę zaledwie dwóm pracownikom. "Srebra rodowe" zakładów: przeszło 800 ha stawów, hotel z salą konferencyjną do szkolenia rybaków, wytwórnię pasz i system do chowu suma afrykańskiego, wydzierżawiono lub sprzedano, głównie w obce ręce i pozostawiono bez wykorzystania do doświadczeń. Broni się jeszcze wylęgarnia! Pracowników, Akademia też nie była w stanie utrzymać. W drodze łaski władze PAN zobowiązały się dofinansować działalność podstawową placówki przez dwa kolejne lata. Stawy i hodowle, które mogłyby utrzymać ośrodek poszły już niestety w obce ręce! Nie wiem tylko czy i ile linii karpi pieczołowicie utrzymywanych przez lata, w Gołyszu i Zatorze udało się zachować bez zaangażowanych w hodowlę pracowników! Podobno, dzięki Unijnej pomocy Gołysz utrzymuje jednak "bank genów" w postaci kilku linii hodowlanych karpi. Gorzej jest w RZD IRS w Zatorze gdzie przedłużający się okres "bezkrólewia", braku wykwalifikowanego kierownictwa zagraża utracie znanej linii karpia Zatorskiego i zmarnowaniu potencjału przeszło stu stawów doświadczalnych w Laskowej!

Straty w ludziach spotkały też IRS. Ograniczono liczebność załogi. W zakładach doświadczalnych – RZD-ach: Żabieńcu i Zatorze pozbyto się dyrektorów ichtiologów. Podobnie w Zakładzie Gospodarki Jeziorowej IES w Giżycku młody kierownik ośrodka utracił zaufanie dyrekcji Instytutu, bo kwestionował jej poczynania w zakresie restytucji ichtiofauny rzeki Odry i "z przytupem" został zdjęty z kierowniczego stanowiska! . (Polityka nr.:16 10.04.2024 r. str 34) Kilku tych pracowników co znało się na rybactwie i wiedziało jak się to robi, została zwolniona lub pozbawiona wiodącego stanowiska mimo starań i protestów Instytutowej "Solidarności". Instytut wyczyścił z renomowanych specjalistów większość swoich agend. Chyba ze względu na zawirowania polityczne, w Olsztynie w krótkim czasie zmieniono trzech kolejnych dyrektorów generalnych, przywracając tego pierwszego! Nie jestem przekonany czy akurat tego najlepszego?

Nic dziwnego, że ryby zbuntowały się, nie chciały w tych wydarzeniach uczestniczyć, i mimo, czy też ze względu na odkrycie "złotej algi" masowo usnęły w Odrze!

Pracowaliśmy w czasach rozkwitu Instytutu i ośrodków naukowo-badawczych. W Żabieńcu budowaliśmy mieszkania dla pracowników, stawy, wylęgarnię, podchowalnię, garaże, szopy na sprzęt, mogilnik do izotopów wykorzystanych w badaniach. Trudno mi pogodzić się z tym, że nie umieliśmy zachować tego wszystkiego a nasi następcy zaniechali lub zniszczyli co tylko mogli, żeby uniknąć kosztów! Popyt na karpie tłumią, w grudniu, przed Bożym Narodzeniem obrońcy przyrody i dobrostanu ryb! Nie zdają sobie sprawy że "wylewają karpie z kąpielą"! Karpie, które bez dodatkowych nakładów państwa, finansowały utrzymanie stawów - środowiska wodnego! Zmieniły się czasy, zmieniły warunki i pozbyto się kosztownych w utrzymaniu warsztatów, magazynów i bloków - mieszkań dla pracowników. Rybacy z dawnych czasów wymarli, przeszli na emerytury lub znaleźli lepiej płatne zajęcia. Ze stu żabienieckich pracowników, zostało kilkunastu aktywnych zawodowo, bez sezonowych, których zatrudnia się doraźnie na umowy, zlecenia do obsadzania lub odławiania stawów.

Nie mnie osiemdziesięcioletniemu emerytowi oceniać zaistniałe zmiany. Naiwnie sobie wyobrażam, że za ułamek środków przeznaczonych na rekultywację Odry można by przywrócić życie w istniejących ośrodkach naukowo badawczych. W wyremontowanych stawach doświadczalnych i odnowionej wylęgarni można by w porozumieniu ze specjalistami od rozrodu i podchowu ryb reofilnych z SGGW, produkować wiele gatunków ryb do zarybienia nie tylko Odry ale połowy wód polskich. Daleki też jestem od osądzania zmian kadrowych. Większości młodych – zdolnych nie znam. Zdaję sobie sprawę że wymiana pokoleń nieubłaganie eliminuje moich kolegów i wielu nawet młodszych wspaniałych specjalistów.

Oby tylko nowi pozostawili po sobie nie tylko pieniądze, ale stawy pełne wody, wylęgarnie z tarlakami, wyniki badań nad uniknięciem "złotej algi", metody odsalania wód pokopalnianych i obfitość wodnych roślin i zwierząt!

Pieniędzy, nawet tych Unijnych, jeśli tylko one zostaną, zjeść nie można!

Opinie i informacje w powyższym artykule są wyłącznie przemyśleniami autora.








powrót