Zdechnę ja i pchły moje


Wychowałem się w kręgu kulturowym, gdzie "Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem" Rembrandta wyznaczał drogę życia. Artysta sięgnął do chrystusowej przypowieści opisanej w Ewangelii św. Łukasza (10;30-36): "Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą droga pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go."

Wychowałem się w domu, w którym człowieczeństwo Samarytanina przekraczało jego obcość, a ludzkie słabości szukały zrozumienia. Ale w końcu dotarłem do "Ecce Homo" Adama Chmielowskiego. Nasz ludzki świat. Pełen wzlotów i upadków. Uduchowiona, ponadczasowa przestrzeń.

Wychowałem się w domu, w którym nie wolno było krzywdzić zwierząt, ale psy, czy koty zdychały i nikt nie doszukiwał się pejoratywnego zabarwienia tego słowa. Po prostu zwierzęta zdychały, a ludzie umierali. Dzisiaj, w nowomowie, a raczej w nowomodzie, zwierzęta umierają. Powiem szczerze, że to "umieranie" zwierząt wcale mi nie przeszkadza, no może jest przyczynkiem do zastanawiania się nad kondycją mojej duchowości i kondycją tolerancyjności osób atakujących językoznawcę profesora Jerzego Bralczyka.

A jak jest z rybami, w tym z naszym karpiem? Przecież ryby, ani nie umierają, ani nie zdychają. One po prostu sną. Czy to oznacza, że są gdzieś pomiędzy człowiekiem, a zwierzęciem? Ot, meandry naszego pięknego języka.

Pan Onufry Zagłoba, podczas potyczki z Burłajem, gdy wydawać mu się mogło, że to ostatnie chwile jego żywota, zawołał w desperacji "zdechnę ja i pchły moje". Czy przez to stał się mniej ludzki, a pchły mniej zwierzęce?

Nasza mowa odróżnia nas od zwierząt, ale one przecież też mają "swój język". Tak więc niech zwierzęta zdychają lub umierają. Najważniejsze, żeby odpowiedzialny, rozumny, uduchowiony człowiek miał szacunek do drugiego człowieka i rozumnie opiekował się zwierzętami. Tymi na kanapie, w bloku na dziewiątym piętrze i tymi w hodowlach.

Wacek Szczoczarz
wrzesień 2024 r.








powrót