|
Żółta kartka
Niemal wszystkie wyhodowane w polskich stawach karpie nabywane są w grudniu. Większość w systemie sprzedaży bezpośredniej, a więc bezpośrednio z wody uśmiercane i sprawiane przez przeszkolone osoby w miejscu sprzedaży, lub rzadziej, żywe przenoszone przez kupującego do domu w wiaderku z wodą. Taki system sprzedaży już od wielu lat zalecany jest przez Głównego Lekarza Weterynarii i preferowany jest przez zdecydowaną większość kupujących.
Czy taki sposób sprzedaży świątecznych karpi komuś przeszkadza? No wiadomo, zawsze znają się tacy, którym coś lub ktoś przeszkadza. Pytanie, czy ich argumenty są rzeczowe, czy raczej opierają się na ich ideologicznym odczuciu, że sprzedawany karp cierpi, a generalnie zjadanie zwierząt jest naganne. Poszerzając to pytanie: czy podawane przez nich argumenty wywodzą się z troski o los zwierząt, czy z innych, mniej szczytnych pobudek?
W takim razie jakimi pobudkami kierowali się autorzy obywatelskiego projektu tzw. "ustawy łańcuchowej", w który to projekt, między wierszami, wrzucili jak łyżkę dziegciu, "zakaz sprzedaży żywych ryb"? Śmiem twierdzić, czytając zapisy tego projektu, że troska o nasze karpie jest niestety tylko pretekstem.
W odpowiedzi na te antykarpiowe zakusy, hodowcy ryb, najpierw w październiku, przeprowadzili akcję zbierania podpisów za wykreśleniem z obywatelskiego projektu tzw. "ustawy łańcuchowej" zakazu sprzedaży żywych ryb, a następnie w grudniu, zbierali podpisy w tej samej sprawie, ale tym razem wśród kupujących wigilijnego karpia. Ja także wziąłem udział w tej akcji osobiście w obiekcie hodowlanym w Rytwianach, a także poprosiłem sprzedawców moich karpi w kilkunastu miejscach, o zbieranie podpisów. To grudniowe zbieranie podpisów osiągnęło zamierzony skutek, czyli dało znać kupującym, że o wigilijnego karpia musimy walczyć razem. Z kilkuset osób dziennie kupujących karpie w Rytwianach, niemal wszyscy chętnie składali swój podpis. Najpierw wielkie zdziwienie - "jak to, chcą zabronić takiej sprzedaży, powariowali?". Później wielka irytacja i często niecenzuralne słowa w stronę... no właśnie w czyją stronę? Najczęściej adresatami tego wzburzenia byli oni, czyli ci którzy tradycyjnej sprzedaży karpi chcą zakazać, ale obrywało się też Sejmowi i Rządowi RP, a także Unii Europejskiej.
Niestety, tymi podpisami odkryliśmy ludzkie pokłady irytacji, a przecież w okresie świąt powinniśmy odkrywać ludzkie pokłady dobra. W każdym razie ja już więcej podczas świątecznej sprzedaży karpi nie poproszę kupujących o podpis poparcia w tej sprawie. Życząc wesołych świąt, chcę rozmawiać z kupującymi (jak co rok) o tradycji, o świętach, o smacznym i zdrowym karpiu, o spotkaniach rodzinnych, a nie o bulwersujących zakusach pseudoekologów. Wierzę, że Sejm odrzuci projekt zakazujący tradycyjnej sprzedaży karpi i w końcu dotrze do posłów, że ludzie mają najświętsze prawo tradycyjnie kupować ryby w krótkim łańcuchu dostaw. Medialne straszenie ich za to sądami przez, tak naprawdę, garstkę ideologów, jest nie tylko etycznie naganne, ale też i bezprawne, a na dodatek utrudniające rybakom sprzedaż karpi w najgorętszym okresie. Dziwię się, że rządząca ekipa daje się wodzić za nos tej garstce.
Więc zastanawiam się po tym grudniowym doświadczeniu, czy podpisujący protest w trakcie zakupów karpi, bardziej chcieli wykreślić z projektu "ustawy łańcuchowej" te szkodliwe zapisy dotyczące sprzedaży karpi, czy chcieli wykreślić z życia społecznego i politycznego autorów i polityków popierających ten społeczny bubel? Okazuje się, że również kartka świąteczna może być w kolorze żółtym, a przecież wszyscy wiedzą, że wyproszenie z boiska zaczyna się od kartki tego właśnie koloru.
30.12.2024 r.
Wacek Szczoczarz
| |